Był to zimny, deszczowy wieczór, kiedy po raz kolejny spojrzałem na mój stary, ledwo trzymający się kupy samochód. Silnik, który kiedyś brzmiał jak solidna maszyna, teraz wydawał z siebie dziwne dźwięki – coś pomiędzy stękaniem, chrupaniem, a… warknięciem. Brzmiało to jakby silnik miał własną duszę, która walczyła o przetrwanie. I nie była to dobra dusza. Byłem przekonany, że gdybym tylko przechylił się nad maską wystarczająco blisko, usłyszałbym szept: „Wlej… specjalny płyn… uszczelniający…”
Zadzwoniłem do kumpla, który zawsze miał odpowiedzi na mechaniczne zagwozdki, i ten doradził mi zakup specjalnego płynu uszczelniającego. Ponoć miał on nie tylko uspokoić silnik, ale i ograniczyć spalanie oleju. Na myśl o płynie, który „wyciszy” silnik, poczułem niepokój. Czyżby ten płyn miał jakieś mistyczne właściwości?
„Ale pamiętaj” – ostrzegał kumpel – „w tym płynie jest coś… osobliwego. Wyleczysz silnik, ale sam musisz uważać, byś nie przeklął swojego samochodu na wieczność!” Uśmiechnąłem się, przekonany, że przesadza. Jakie tam klątwy! Jednak coś w jego spojrzeniu mówiło, że traktuje sprawę poważnie. Na Halloween różne dziwne rzeczy się zdarzają…
Następnego dnia, zaopatrzony w specjalny płyn, poczułem się jak alchemik przy kociołku. Wlewałem ciecz, która lśniła mrocznym, zielonkawym blaskiem – jak eliksir, który bardziej pasowałby do laboratorium czarownika niż do silnika. Gdy pierwsze krople wpłynęły do silnika, ten nagle zadrżał, a potem… ucichł. Za bardzo ucichł. Jakby wciągnął całe powietrze wokół siebie i zamilkł na wieczność. Sytuacja stawała się coraz bardziej niepokojąca.
Zamknąłem maskę, pełen nadziei, że płyn zacznie działać i uszczelni wszelkie dziury oraz ograniczy spalanie oleju. Wsiadłem do auta, przekręciłem kluczyk i… nic. Silnik zamilkł na dobre. Serce zaczęło mi bić szybciej – czyżby mój samochód obraził się na mnie? Czy może ten płyn rzeczywiście miał magiczną moc i zaszkodził bardziej niż pomógł?
Po kilku minutach przerażającej ciszy, silnik nagle ożył, jakby coś nim zawładnęło. Ale to nie była ta sama maszyna, co wcześniej. Teraz brzmiał głębiej, bardziej mrocznie, jakby miał w sobie siłę, której wcześniej mu brakowało. Co więcej, po pierwszych kilometrach zauważyłem, że przestał wciągać olej jak szalony. Silnik zaczął chodzić cicho i równo, a każde jego mruczenie zdawało się mówić: „Dziękuję, że obdarzyłeś mnie tą… mocą.”
Jednak wiedziałem, że coś jest nie tak. Za każdym razem, gdy zatrzymywałem się na czerwonym świetle, czułem na sobie spojrzenie. Czyżby mój samochód, ożywiony przez ten płyn, miał teraz własne zamiary? Przyspieszałem tylko po to, by w lusterku zauważyć… cień. Cień, który wcale nie był mój. Czyżby płyn miał rzeczywiście zdolność do przyciągania sił spoza naszego świata? Samochód, choć cichy i mocny, wydawał się teraz istotą o własnej woli.
Podsumowując, mój silnik może i chodził teraz jak marzenie, ale w głębi duszy wiedziałem, że nie jest już tym samym mechanizmem, co przedtem. Każdy, kto planuje „wyciszyć” swój silnik takim płynem, musi być gotowy na cenę – cenę w postaci nie tylko ograniczonego spalania oleju, ale i… mrocznej, nieznanej obecności, którą ściąga. Na Halloween trzeba uważać, bo nawet mechanika potrafi być nawiedzona.

Dodaj komentarz